poniedziałek, 9 maja 2016

PRZECZYTAJ OPIS, WAŻNE. Kinda. Much fun tho.

Tytuł: 

Paringi: ?

Opis: Nie mam bladego pojęcia czym to może być i czym będzie. Powstało tyle, to wizja, jaką miałem. Mam ochotę całą resztę powierzyć wam. W komentarzach napiszcie co chcielibyście tu przeczytać, na co macie ochotę, jak to dalej poprowadzić, jakie postaci tu wpleść, jakie relacje zbudować. Jaki dać tytuł, jak długie i ile zrobić rozdziałów.. Chcę, żeby wszystkie decyzje były podjęte przez was. Smutno mi trochę, bo niewiele się tu ostatnio dzieje, może to też trochę moja wina. W każdym razie plan jest taki jak powyżej, liczę na to, że zdobędziecie się na trochę inwencji i pokażcie, że czytacie chociaż trochę te moje skrobanki. Much love as always.


Drobne, ostrożne kroczki znaczyły kolejne przestrzenie niepewnej powierzchni dachu.
Słońce dopiero budziło się do życia, rudy, prawie różowy blask oplatał budynki, cucił sny. Blachy ponad domostwami połyskiwały z zapałem, wzmacniając siłę świeżych promieni. Dusze powoli wyzierały przez rozchylone okna, cały świat przeciągał się leniwie, głaszcząc kota na kolanach.
Mgły opadły nisko, uciekły w góry, tam, gdzie nikomu nie przeszkadzała ich obecność. Zabudowa rozjaśniła się, uliczki zalśniły słonecznym oddechem, pokryte cukrową warstwą gładkiego lodu, nad którym unosiły się zwiewne chmurki przejrzystej pary.
Wiatr rwał się co jakiś czas, niby koń smagany ostrogami. Kulił się, zataczał, w pełnym pędzie obijając o budynki i gnąc wiekowe drzewa klonu.
Rudy kot przechadzał się właśnie po ceglanych dachówkach, w pewnym momencie stanął na brzegu rynny, zmrużył oczy, wyprężył się mocno, ostatecznie drobiąc chwilę w miejscu, czyszcząc prawą łapkę i zawracając, jak gdyby cała wyprawa na skraj dachu była tylko pretekstem, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i spojrzeć jak piękny widok skąpany w rumianej jasności roztacza się z tego miejsca.
Przysiadł cicho w wygodnym załamaniu dachu, obserwując z zainteresowaniem drobne zwierzę, wędrujące właśnie obok jego osoby. Rudzielec przystanął, zerknął od niechcenia na podejrzanego osobnika, ziewnął i zakręcił się w miejscu, układając przy udzie chłopca. Mógł poczuć jak pracują jego drobne płuca, jak futrzak mruczy cicho, w rytm spokojnych oddechów. Ostrożnie położył dłoń na grzbiecie rudzielca, przesuwając chudymi palcami wzdłuż jego drobnego korpusu. Kociak z zadowoleniem zamiauczał.

- Jaki Ty jesteś spragniony czułości, maluchu.. nikt Cię nie kocha, hm? - zwierzak potarł z pasją czubkiem łba o wnętrze dłoni chłopca, rozumnie pomrukując.

Na twarz Jeongguka wpłynął pobłażliwy, jednak całkiem przyjazny uśmiech.

- Jeśli pójdziesz ze mną, będę Cię kochał. - dodał chłopak, rozczesując molestowaną przez podmuchy ostrego wiatru czarną grzywkę.

Kot przeciągnął się, wstał i zaczął leniwie łasić się do boku ludzkiej kreatury. Zaraz jednak odszedł kilka kroków od chłopca, usiadł, oblizał futerko, po czym powędrował w dół krzywego sklepienia domu, zeskakując po kilku żelaznych konstrukcjach, przebiegając przez szereg betonowych stopni i znikając w głębi pierwszej uliczki na lewo.
Chłopiec westchnął bez słowa i sam zwlókł się z nagrzewających się po nocy dachówek.
Stanął jeszcze wyprstowany, zmrużył powieki, patrząc prosto w rdzawą tarczę wschodzącego słońca. Czas po raz kolejny rozpocząć wielkie poszukiwania. Miłość sama się nie znajdzie.
Podążył szlakiem wyznaczonym wcześniej przez kota, nieco topornie wylądował na kamieniach kształtujących chodnik, po czym wcisnąwszy dłonie do kieszeni spodni ruszył przed siebie, w nikomu nie znanym kierunku. Para znad ulic powoli przeistaczała się w klarowną przestrzeń powietrzną, słońce roziskrzało każde załamanie w ciągłości powierzchni. Po kilku minutach leniwego marszu dotarł do centralnej części miasteczka; niewielkiego placu, gdzie dumnie prężył pierś wiekowy dąb, wokół którego w ciepłym blasku dryfowały nieco podniszczone ławki z ciemnego drwa. Jedną z nich okupował zmarnowany, brudny mężczyzna w wątpliwym stanie trzeźwości. Przypuszczalnie spał.
Jeongguk pokręcił głową z politowaniem, mijając zaśmierdłe ciało i kontynuując wędrówkę dalej, w górę miasta, zbliżając się do stromego podejścia przeciętego przez smukłą wstęgę miejskiej rzeki.
Przystanął na chwilę na szczycie łuku mostu.
Mocny, zimny podmuch wiatru uderzył w jego twarz, rozwiewając gwałtownie czarne kosmyki. Wiosenna kurtka załopotała dźwięcznie, przypominając skrzydła rozespanego ptaka, szykującego się do pierwszego lotu po wyjściu z ciepłego, bezpiecznego gniazda.
Zaczerpnął głęboki, filtrujący spróchniałe płuca wdech. Tlen uderzył do głowy, przyprawił go o przyjemne zawirowania błędnika. Uśmiechnął się szeroko, mrużąc powieki łzawiących od chłodu oczu.
Po chwili kontemplowania budzącego się świata, poczuł przy kostce ruch. Niespiesznie zwrócił twarz w kierunku własnych butów, już po chwili rozpromieniając się i ukazując szereg bielących się, prostych zębów.

- Czyli oficjalnie mam się do Ciebie zwracać "kompanie"? - zachichotał cicho kucając obok małej, rudej kulku łaszącej się do jego buta.

Pogładził czule szorstkie futerko, po kilku chwilach oswajania malucha chwytając go w okolicy żeber, unosząc i układając w ramionach jak niemowlaka. Kot zamiauczał cicho, zmrużył oczy i zaczął spokojnie pomrukiwać, w reakcji na palce chłopca czochrające jego nagrzany brzuch.

- Miłość odnaleziona. - mruknął sam do siebie i zawrócił, niosąc leniwego pupila na rękach, niezobowiązująco przeczesując rdzawe futerko zwierzęcia.

- Powinieneś być człowiekiem, kompanie. - dodał jeszcze przymilając nos do ucha rudzielca, na co ten wzdrygnął się i odsunął niechętnie, przyciskając miękką łapkę do policzka czarnowłosego.

Słońce zalało mieścinę całkowicie, rozpalając każdy budynek, każdy pojedynczy liść dębu i klonów.
Dusze ruszyły w tan z losem, szukając na nowo tego, co zalega na dnie serc i pcha ich co dzień do wysiłku i poświęcenia.


Do przeczytania! - Gabriel 



piątek, 6 maja 2016

"Strawberry business" - RP (feat. Nemi) pt.6 (ending)

Tytuł: Strawberry business

Paringi: Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok)

Opis: Nieustanne pożądanie, nieustanny niedosyt. Ale chwila, zaraz.. to już? Czyżbym właśnie zrobił wam tą krzywdę i zakończył opowiadanie? Ups.. a kto chciałby, żeby ono nigdy się nie kończyło, hm?


- Kochankowie? - zapytałem chcąc wiedzieć, czy o tym myślał. Bez zobowiązań, jednak coś więcej. A to określenie pasowałoby do takiego stanu rzeczy. - Spotykalibyśmy się co jakiś czas i na pewno nie było by nudno. - przelotnym pocałunkiem udekorowałem jego policzek. Byłem bardzo ciekaw jak sobie to wyobraża, że rezerwuje pokój i przyjeżdżamy tam uprawiać seks? Tylko i wyłącznie?... A może miałby jakieś asy w rękawie i nieco ubarwił takie spotkania. Chociażby z czystej ciekawości byłem gotów przystać na to co proponował. Ale byłem też tak nim oczarowany, że zgodziłbym się tak czy siak. Taki układ zawsze można zmienić, zawsze można odejść i niczego nie żałować. I każdy miałby swoje życie, choć momentami bylibyśmy częścią życia tego drugiego. Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się. Niczym dzieciak cieszyłem się, że nasza znajomość będzie trwać. Na pewno będzie o mnie pamiętać i na pewno coś w nim obudziłem. Satysfakcja? Jeśli tylko takie słowo może określić to odczucie, to jest to z pewnością dzika satysfakcja. Jednocześnie łechtał moje poczucie wartości i wyjątkowości, a niecodzienne ciepło zagościło i w moim sercu. Spojrzałem w oczy mojemu chyba już oficjalnie kochankowi i złożyłem na jego wargach motyli pocałunek.
- Cieszy mnie taki obrót spraw i przystanę na ten układ. - uśmiechnąłem się szelmowsko wypowiadając to zdanie.
* - Hm. Niech będzie. - uśmiechnąłem się zawadiacko, sięgając zaborczym gestem jego kształtnych, mięsistych pośladków i ściskając je leniwie oparłem głowę o jego czoło, po chwili wpijając się zdecydowanie w opuchnięte, słodkie wargi. Cholera.. smakował mi. Cały. Wszystko co mi oferował, tylko jeden wieczór, jeden nic nie znaczący seks, trochę pieszczot, kilka pocałunków. Nie było to dla mnie nic nowego, podobne sytuacje trafiały mi się regularnie co tydzień, czasem częściej. A teraz? Co było inne? Poderwałem go w dokładnie taki sam sposób jak już kilkanaście osób, które później pieprzyłem nie gorzej niż Truskawę. 
- Co w Tobie jest...? - mruknąłem, teraz zastanawiać się już na głos i muskając rozchylonymi wargami jego szyję. Cierpliwie czekając na odpowiedź, której całkiem na poważnie wymagałem, dłonie błądziły po jego ciepłym ciele, jakby siląc się własnym, osobnym nurtem świadomości. Wkrótce też jedna z nich wylądowała na karku Jimina, a ja już całkiem uwolniony spod łańcuchów podświadomości, wplotłem palce w hipnotyczne, czerwone kosmyki. W końcu zacisnąłem je mocno, odchylając jego głowę do tyłu i sycąc się widokiem różowych policzków, rozchylonych ust, aktorsko, ponętnie pokrzywdzonej buźki. Uh.. poczułem kolejną falę ciepła, rozlewającą się nisko w podbrzuszu.

*

I znów ten palący dotyk i magnetyczny pocałunek. Nigdy nie wiesz i nie spodziewasz się, że jeden wieczór może zmienić tak wiele. Spojrzałem zdziwiony słysząc z jego ust takie pytanie. Było dla mnie zabawne, ale widać jego to naprawdę trapiło. Zastanowiłem się i w końcu wzruszyłem ramionami.
- Nic we mnie takiego nie ma. - przynajmniej ja tak uważałem. Byłem normalnym facetem, ot tak po prostu. Wiedziałem, że moja odpowiedź nie będzie go satysfakcjonować, ale przez kolejne pocałunki nie byłem nawet w stanie złożyć lepiej brzmiącego zdania. Nawet moje myśli zmieniały szybko tor mknąc do tylko jednego celu - by skupić uwagę tylko na nim. I na tym, by chłonąć każdy szczegół tak, by nie popadł w zapomnienie. Na parę długich sekund byłem tylko biorcą, nie zdolnym do stawienia oporu. W końcu i moje dłonie powędrowały w dół i górę, badając każdy centymetr jego ciała. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się widząc, że ta cała sytuacja jest dla niego tak nowa i zarazem fascynująca.
- Na co mój kochanek ma jeszcze ochotę? Noc nadal młoda, a nam się chyba nie śpieszy.  - moje słowa w połączeniu z niskim tonem wywołały na jego twarzy naprawdę piękny uśmiech. A ja nie mogąc się opanować po raz kolejny złączyłem nasze wargi nie czekając nawet na odpowiedź. 

*


Zamruczałem cicho w usta swojego nowego "kochanka", pozwalając sobie na długi, pełen namiętności pocałunek. W głowie jednak rozważałem na co mam większą ochotę - kazać mu klękać, czy znów zagłębić się w jego ciepłym, ciasnym wnętrzu. Poczułem przenikający mnie od góry do dołu dreszcz. Wtedy do głowy przyszedł mi najśmielszy i najbardziej nieoczekiwany pomysł. Podkuliłem więc nieco ramiona, wypychając biodra w stronę Truskawy i nieco opuszczając wzrok.
- A Ty..? - miauknąłem nieśmiale, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mi moje aktorskie umiejętności. Ciekawe, czy podejmie zabawę. W momencie bowiem zapragnąłem zobaczyć jak Park dominuje, jak jest zaborczy i brutalny. Kiedy mój członek ponownie zadrżał, pęczniejąc krwią i różowiąc się, Jiminnie mógł bez problemu dostrzec, jak ta z pozoru śmieszna gra, po przemyśleniu działa na mnie całkiem nieźle. Uśmiechnąłem się do siebie, na moment wypadając z roli, zaraz jednak wracając do rumieńca i zgrywania uroku.
- Powiedz, Jimin, masz wystarczająco dużo odwagi? - westchnąłem w jego rozchylone, chyba w zaskoczeniu, usta. No cóż, każdy ma swoje sposoby na małe zaspokajanie potrzeb. Wszelkiej maści.


*


W głowie zaszumiało mi pod wpływem kolejnego zetknięcia jego warg z moimi. Byłem ciekaw jego odpowiedzi, ale też się jej obawiałem. Spojrzałem na niego w momencie kiedy zmienił zupełnie swoją postawę. Z pana sytuacji przeistoczył się w prowokatora. Zagryzłem wargę chcąc być obojętnym na jego sugestie. Ująłem tylko jego twarz w dłonie i spojrzałem mu głęboko w oczy uśmiechając się nieco inaczej niż zazwyczaj.

- Odwagę mam, ale Ty możesz na to zaczekać. Było by to za dużo wrażeń jak na pierwsze spotkanie. - po tym musnąłem lekko jego usta, bardzo czule i wręcz z namaszczeniem. Jak by to była najważniejsza chwila. Musiał odczuć niedosyt, pomimo, że moje pragnienie związane z nim było ogromne. Każda komórka mojego ciała krzyczała o to by znaleźć się jak najbliżej tych jego. Podniecenie widokiem jego wspaniale wyglądającej sylwetki dawało się we znaki i to coraz mocniej. Chciałem wytrwać w tym, co postanowiłem dwie sekundy wcześniej, ale... to było silniejsze. Złapałem go mocno w pasie unosząc do góry i zakładając sobie jego nogi o biodra.
- Uh.. no dobra, pierdolić niedosyt. Za bardzo mnie pociągasz. - zamruczałem niskim zdecydowanym głosem, kierując dłonie na jego pośladki i zaciskając na nich palce. Spojrzałem od dołu w jego oczy, po czym przesunąłem nosem po jego szyi.
- Gdzie tu jest sypialnia? - przeciągnięty pomruk skierowałem wprost do jego ucha, którego płatek od razu przygryzłem.


*



- Yaa.. ah.. n-nie ma.. - miauknąłem cicho w odpowiedzi, prężąc się z cichym pomrukiem i przy okazji czując jego twarde przyrodzenie naciskające na moje biodra. Westchnąłem pod wpływem jego pieszczot, otaczając ramionami jego szyję i racząc go kuszącym w swej niewinności spojrzeniem.
- Ale.. możemy to zrobić.. na stole.. albo podłodze.. albo krześle.. - syczałem nieco zachrypniętym szeptem, głęboko oddychając tuż przy jego uchu, co już wkrótce zaowocowało niskim pomrukiem ze strony Parka. Ah, gdyby każde negocjacje wyglądały w ten sposób.. świat byłby lepszym miejscem. Intensywnie otarłem się o jego rozognione ciało, przy okazji zatapiając zęby w skórze szyi czerwonowłosego. Nie trudno było mi przyznać, że smakował o niebo lepiej niż hotelowe truskawki. 
- I spokojnie, mamy dużo czasu, a dla mnie trudno o zbyt dużą dawkę wrażeń. - dodałem jeszcze, całkowicie wypadając już z roli dominującego prezesa, a zostając zwykłym cholernie spragnionym dwudziestolatkiem. Zacisnąłem usta, następnie przygryzając też dolną wargę i z pasją wijąc biodrami ciasno tkwiącymi przy jego kroczu. Komuś tu się podooba..


*


- Następnym razem, kochany, chcę pokój z łóżkiem. - szepnąłem zdecydowanym tonem nie znoszącym sprzeciwu i przeszedłem z nim kilka kroków w stronę stołu.  Wpiłem się zachłannie w jego wargi, od których prawdę mówiąc mógłbym się nie odrywać nawet na moment, co niestety fizycznie było niemożliwe. Chociaż może to i lepiej bo inaczej nie znaczył by mnie malinkami i ugryzieniami, a to tak bardzo mnie satysfakcjonowało. Nie mniej jak to, że nasze maski zostały zrzucone. Usadziłem go na tym grafitowym biurku i przesunąłem jedną dłonią po wewnętrznej stronie jego uda obserwując go bacznie.
- Mamy czas do białego rana prawda? - mówiąc to moja dłoń zatrzymała się bardzo blisko jego krocza, a na moich ustach pojawił się szelmowski uśmiech typowy dla mnie.


*



- Jeśli aż tyle potrzebujesz, żeby mnie zadowolić.. - uniosłem głowę spoglądając na niego z góry, a mimo to prężąc się jak na rasowego pasywa przystało.
Kiedy postanowił mnie podręczyć, prawie piałem z ekscytacji. Park Jimin musi być po prostu mój, nie ma innej opcji. Zawinąłem biodrami tak, by jego dłoń zsunęła się na mojego pulsującego członka. Przygryzłem wargę, sapiąc cicho i oddychając nieco szybciej przez nos. Oparłem się rękoma za plecami, mogąc tym samym wypychać biodra tym wyżej, przy czym błagalnym spojrzeniem suplikując o więcej.

*



- To tylko zachcianka. - odpowiedziałem nachylając się nad jego ramieniem i zassałem się nim zostawiając intensywnie czerwony ślad. Korzystając z tego że moja dłoń już znajdowała się na jego penisie złapałem go i poruszałem ręką przedłużając przez to chwilę zbliżenia. Nie lubiłem się spieszyć gdy to ode mnie zależał dalszy rozwój akcji. Chłonąłem wtedy zawsze wszystkimi zmysłami emocje które odczuwał mój partner. A Hoseokowi chciałem dawać coraz więcej namiętności, dzielić się pasją i czułością. W końcu trzeba dbać o swojego kochanka, a szczególnie tak wyjątkowego. Miałem dziwne wrażenie że przy nim nie potrzeba mi nic więcej. A może to kwestia tego wieczoru i naszych pragnień które możemy spełnić.


*


- Aa.. - spróbowałem stłamsić jęk usilnie dążący do przedarcia się przez moje gardło. Uh, przyjemności przyjemnościami, ale byliśmy w drogim hotelu, a nie jakimś przydrożnym jebaku.. zachichotałem cicho na wyobrażenie naszej dwójki zdesperowanej na tyle, by zatrzymać się na seks w motelu. Ha. Może kiedyś, jak zbankrutujemy.. ciekawe ile lat by mi to zajęło.
Wróciłem myślami do najważniejszej atrakcji dzisiejszego wieczora. Westchnąłem niczym rozmarzona nastolatka, na widok jego pełnych pasji ruchów. Powoli, leniwie.. jak można było być tak erotycznym nie robiąc nic nadzwyczajnego. To przez te włosy, na pewno. 
Co moment płynnie wypychałem biodra ku górze, przy okazji mrużąc powieki i głęboko oddychając. Jego ruchy drażniły tak cudownie, ciągnęły się słodką namiętnością. Wręcz uwielbiam takie tempo. Nie narwane, młodzieńcze wybryki i szukanie zaspokojenia za wszelką cenę. Byliśmy w końcu  poważnymi, niemalże ustatkowanymi mężczyznami na wysokich pozycjach społecznych, nawet nasz seks musi być odpowiednio elegancki i pełen pasji.
Zgraliśmy idealnie rytm naszych ruchów; kiedy ja się prężyłem, Jimin cofał dłoń, a kiedy rozluźniając mięśnie opadałem na zimną powierzchnię stołu, on przysuwał się bliżej, zaciskając palce na ciepłej, twardej męskości pomiędzy moimi szeroko rozchylonymi udami. 
- Jimin.. - mruknąłem zamykając powieki i czując jak motyle w brzuchu nagle rozwinęły skrzydła, sprawiając, że ledwo utrzymywałem głos w ryzach przyzwoitości. 


*



Nie sądziłem, że on będzie się tak zachowywać, że będzie miał taki wyraz twarzy, że będzie tak bardzo poddawał się mojemu dotykowi. Moja wcześniejsza nieśmiałość, ostrożność i dystans były teraz czymś odległym. W końcu mogłem wykazać się mając pewność siebie której nie jeden mógłby mi zazdrościć, wiedziałam czego chcę, wiedziałem że on mi to da i to mnie bardziej nakręcało. Puściłem jego męskość, miast niej łapiąc go w biodrach - wąskich, wręcz idealnych i wspaniale wyglądających. Przesunąłem po nich opuszkami palców kilkakrotnie, w górę i w dół. Chciałem już być w nim i dać mu doświadczyć kolejnej dawki przyjemności. Zerknąłem na moją czarną aktówkę która leżała przy mężczyźnie, w końcu tam miałem kilka prezerwatyw, dlatego szybko sięgnąłem do niej by wyciągnąć jedną z nich.


*



Z zadowoleniem obserwowałem jak nakłada na przyrodzenie różowawą prezerwatywę, w sumie nie mogąc się już doczekać.
- N-nie.. nie trzeba. - mruknąłem cicho, kiedy potarł palcami okolice mojego wejścia. To całkiem kochane, że chciał uniknąć mojego bólu, jednak nie chciałem psuć sobie efektu, co jak co, ale tę przyjemność chcę poczuć wyraźnie i zapamiętać. Z delikatnym uśmiechem zakręciłem biodrami, dopominając się o akcję. I nie, nie byłem w tym jakoś wyćwiczony. Jedynie dwa, może trzy razy zdarzyło mi się robić za stronę pasywną. Ale tym razem czułem to dziwne mrowienie w podbrzuszu, chciałem doświadczyć w sobie mojej małej.. no dobra, nie taką małej Truskawy. Z usatysfakcjonowanym wyrazem twarzy obserwowałem całokształt rzeźby jego ciała, który był na prawdę imponujący. Westchnąłem niecierpliwie, sięgając jedną dłonią mojego naprężonego penisa i pocierając o niego tuż przed Parkiem. Fakt, że pożerał mnie spojrzeniem, tylko potęgował pożądanie jakie się już we mnie kotłowało.


*



- No dobrze. - szepnąłem i przyciągnąłem go do siebie bardzo blisko by wpić się w jego wargi jednocześnie wchodząc w niego szybkim pewnym ruchem. Skoro chciał od razu to czemu nie, jednak można złagodzić to nie oszukujmy się w pierwszej chwili nie najprzyjemniejsze odczucie. Całowałem go gorąco i zacząłem się powoli poruszać w nim, w tym samym czasie palcami przemykając po jego rozpalonym ciele. Był tak wspaniały zarazem wcześniej jak i teraz kiedy mi się oddawał. Gdybym mógł nie mrugnąłbym ani razu by zarejestrować każdy jego ruch, rozszerzenie źrenic, przygryzienie wargi. Jak ktoś zupełnie nieznajomy dotychczas mógł tak zawrócić w głowie i sprawić ze wszelkie hamulce puszczają. Przesunąłem językiem po jego szyi, przyśpieszając nieznacznie, wsłuchując się w pomruk który wydał z siebie przez co jego krtań wibrowała przez kilka dłużących się sekund. Ach cóż to był za rozkoszny dla ucha dźwięk.


*

- Jimin.. - jęknąłem cicho, wczuwając się tym bardziej w rolę słodkiego dołu. Zacisnąłem powieki przystrajając usta w szeroki, zadziorny uśmiech. Jak bardzo nie walczyłbym ze swoją naturą, nie potrafiłbym perfekcyjnie udawać niewiniątka. 
Zupełnie jak ryba wyrzucona z wody złapałem haust powietrza, tym samym nadymając płuca i eksponując kości wraz z dobrze zarysowanymi mięśniami. Heh, no cóż. Jak się ma, to się pokazuje. 
- Jiminniee.. -  zaskomlałem ponownie, wiercąc biodrami i z każdym jego pchnięciem biorąc go głębiej. Wzdychałem szybko, napinając wszystkie możliwe mięśnie i prezentując się jak najlepiej, tak by Park mógł podziwiać jak pięknego kochanka posiadł. 
Kiedy przyspieszył uderzenia, nagle wewnątrz poczułem przeszywający dreszcz, który poskutkował wydobyciem się ze mnie obfitego, charakterem wręcz lubieżnego westchnienia. Nabrzmiały penis pulsował obijając się o mój brzuch, tak samo jak ten wijący się w moim wnętrzu. Zagryzłem wargę do siności, czując, jak zbliżające się spełnienie daje wyraźne oznaki swej obecności. 


*

Moje ruchy były zdecydowane, precyzyjne i z każdym kolejnym wiedziałem co sprawia mojemu partnerowi większą przyjemność. Słysząc jak zdrabnia moje imię ciepło rozlało się w moim wnętrzu, nikt od bardzo dawna tak nie nazywał, a z jego ust w takiej chwili "Jiminie" wybrzmiało cudownie. Jedna z moich rąk powędrowała w górę po jego torsie. Wygięty w łuk eksponujący swoją idealną sylwetkę, ze spojrzeniem w którym odbijała się przyjemności był niczym spełnienie marzeń. Tych erotycznych oczywiście. 
Z każdym następnym ruchem zbliżał się moment spełnienia. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej ruchy, a ustami zabłądziłem na jego szyję, obojczyki i ramiona. Uwielbiałem dopieszczać te partie ciała, może dlatego, że wiązały się z moim fetyszem, a jego obojczyki były idealnym jego zaspokojeniem. Po dosłownie kilku kolejnych szybkich pchnięciach poczułem, że to już ten moment...


*


Złapałem się go, wczepiając paznokciami w łopatki i prężąc niczym kot. Zacisnąłem zęby na jego gorącej skórze szyi, sam poruszając się zaborczo, czego efektem była mnogość pojękiwań i stękania prosto do ucha Parka. Przesunąłem palcami, wyznaczając trasę od łopatek po jego boki, za sobą zostawiając rozognione pręgi. Jimin wzdychał ciężko, co jakiś czas mrużąc powieki. Przyspieszył też pchnięcia, uśmiechnąłem się na samą myśl tego, co miało nastąpić. Wkrótce też wyszedł ze mnie, ściągając naprędce prezerwatywę, ja w międzyczasie wyłożyłem się wygodnie na stole, z sugestywnym wyrazem twarzy czekając, aż skończy. Sam zacząłem się niepozornie dotykać; potarłem sutek, powiodłem dłonią po brzuchu, chwilę masowałem zaróżowione przyrodzenie. Nie było jak bronić się przed odruchami, skoro Jimin masturbował się przede mną w najlepsze, wyglądając przynajmniej jak jakiś bóg seksu, zaciskając powieki i napinając doskonale wyrzeźbione mięśnie. Z zadowoleniem więc obserwowałem mój smakowity kąsek, który lada moment miał dostać to, o co tak się dla niego postarałem.

*

Nie mogłem pozwolić na to by mój kochanek sam się dopieszczał. Dlatego też kiedy tylko skończyłem dochodząc z  głośnym pomrukiem zadowolenia, mogłem zająć się nim. Złapałem jego penisa w dłoń i poruszałem nią zdecydowanymi ruchami. Racząc się jego widokiem, tym jak zagryzał wargę i przymykał oczy. Nie wiele trzeba było by i on osiągnął spełnienie. A jego nierówny oddech w którym wyczuwałem nadal świeże podniecenie sprawiał wiele przyjemności moim uszom. Piękni, młodzi, bogaci i spełnieni. Idealnie. Przysunąłem go do siebie zdecydowanym ruchem i spojrzałem mu w oczy składając na ustach pocałunek.
- Tworzymy dobrany duet Hoseok. - zamruczałem i odgarnąłem mu sklejone potem kosmyki włosów z czoła. Wyglądał seksownie cały czas, czy to w garniturze czy całkiem nagi. Już nawet nie wiedziałem która wersja bardziej mnie pociągała. Wiedziałem jedynie, że przyjście na te negocjacje było najlepszym posunięciem w moim życiu. A ten facet chyba właśnie zawrócił mi w głowie i to tak konkretnie. Bo moje myśli krążyły tylko w okół jego osoby. Perfekcyjnej w każdym calu osoby.

*

- Nie wyobrażaj sobie. - uśmiechnąłem się niepozornie, otaczając jego szyję ramionami, wcześniej pozwalając mu się wcześniej pocałować. Zsunąłem się ze stołu, z gracją, lecz zdecydowanie zbyt ponętnym ruchem. No ale nie mogłem się powstrzymać. 
Spokojnym, luźnym krokiem podszedłem do sofy, na której spoczęły wcześniej nasze ciuchy. Wsunąłem na pośladki bokserki, potem spodnie. Zacisnąłem pasek, z kieszeni wyciągnąłem papieros i zapalniczkę. Przysunąłem się do okna, rozszczelniłem je, usiadłem jednym, zwinnym skokiem na parapecie, odpalając używkę i wypuszczając dym w utopione w smolistej nocy miasto; rozświetlane tylko łunami tęczowych świateł. 
Zerknąłem na niego, stojącego dalej przy stole i lekko zdezorientowanego. Poszerzyłem uśmiech. 
- Dobrany duet to nie tylko to, że łączą nas intymne aspekty. Zobaczymy, czy sprawdzisz się w fachu, a mam w planach testować Cię na każdym możliwym kroku.
Zaciągnąłem się porządnie, tym samym inicjując kilkusekundową przerwę w monologu. Po chwili podjąłem temat z powrotem.
- Oczekuję profesjonalizmu nie mniejszego niż zanim zdjąłeś bieliznę. Masz mi wylizywać buty, biegać po kawę, zostawać po godzinach z własnej inicjatywy i prosić o niższą pensję, bo Ci się za dobrze żyje. - roześmiałem się groteskowo, gasząc papierosa na framudze po zewnętrznej stronie i zeskakując z parapetu. Po drodze w kierunku Truskawy porwałem swoją koszulę, po czym dobyłem kochanka, narzucając materiał na jego ramiona, tym samym zagarniając go ku sobie i przyciskając jego wychłodzone ciało do siebie.
- Masz też chodzić w moich koszulach, nie krępować się, jeśli pocałuję Cię w miejscu publicznym i pod groźbą kary śmierci nikomu nie mówić o tym, że pieprzę Cię w godzinach pracy. A będę, wierz mi. - uniosłem prawy kącik ust, przyglądając się z góry mojej słodkiej zdobyczy. Już zacząłem go uwielbiać, co za szczeniackie podejście. A jednak zdecydowane chciałem utwierdzić się w tym, że go uwielbiam. Byle by nie nawalił. 

*

Kuszący na każdym kroku... obserwowałem go uważnie,  jednocześnie oczekując na dalszą część wypowiedzi, bo to jedno zdanie szczerze mówiąc, nie wiele mówiło. Oparłem się biodrem o stolik przyglądając się jak zaciągnął się dymem i spokojnie leniwie po chwili wypuszczał siwy obłoczek dymu w eter. Nawet w tak prozaicznej czynności w moich oczach rysował się nadzwyczaj pociągająco. Gdy pociągnął temat kiwałem głową na znak, że wszystkie jego słowa do mnie trafiają. Gdy znalazł się w końcu tuż przy mnie, a jego koszula przyozdobiła moje ramiona uśmiech wykwitł na moich ustach. 
- Nadal wątpi Pan w mój profesjonalizm? - zamruczałem składając na jego wargach motyli pocałunek. - Zapewniam, że sprostam wszelkim wymaganiom, musisz jedynie uzasadnić jakoś moją ciągłą obecność w Twojej firmie. Nie zapominaj, że poza naszą współpracą mam jeszcze inne zobowiązania. - z szelmowskim uśmiechem ułożyłem dłonie w jego pasie i kontynuowałem swobodnie. - Jeśli Twoje koszule będą leżeć na mnie dobrze to mogę chodzić tylko w nich. O seksie nikomu nie wspomnę, chcę pożyć i jeszcze trochę z Tobą się zabawić. A pocałunkom nie będę przeciwny, ani trochę. Zobaczysz sprawdzę się idealnie w roli kochanka. Nie wątp w możliwości Park Jimina. -spojrzałem mu w oczy z pewnością siebie i niejaką.. dumą? Co jak co ale mojego dobrego imienia będę bronić, a takie wyzwanie jakie mi postawił bardzo mi się podobało. Ciekawe co przyniosą kolejne dni... I czym zaskoczy mnie ten przystojniak. 

THE END
Do przeczytania! - Gabryś <3


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

"Niedopałek (Gdy krzyża brak)" - free writing

Tytuł: Niedopałek

Podtytuł: Gdy krzyża brak 

Opis: Klasyczny drabble, równe sto słów. Miniatura depresyjna, jak widać nawet ten stan ma swoje twórcze wykręty. 


Dym wzniósł się leniwym ściegiem przez materiał klarownego, lekkiego powietrza. Niechętnie skierował opryskliwie znudzone spojrzenie ku niebu i zmarszczył brwi, głęboko myśląc na spolaryzowany temat.
- Boże mój. - jęknął, zawierając kurtyny powiek, wciągając tytoniowy oddech do płuc i bezwładnie opuszczając wiotką rękę, ściskającą  na w pół spalony papieros. 
- Boże mój... - podjął, tym głośniej, unaoczniając fatalny stan swego gardła, które zaskrzypiało z lekka i dodało rdzy jego barwie. 
- Czemuś mnie opuścił. - zaintonował, ciągnąc żałosny, zawodzący na melodię pasyjnych śpiewów ton. 
Wyrzucił niedopałek, obserwując spokojnie, jak dokonuje żywota w powietrzu i wpada bezgłośnie w odmęt chaotycznie wzburzonego nurtu ciemnej, gniewnej rzeki.
Plusk.
Amen.


Gabriel Jankowiak

środa, 20 kwietnia 2016

"Long time no see" OS

Tytuł: Long time no see


Paringi: Jinhun (Kim Jinwook & No Sulil) 



Opis: Jejku. Pomocy. Mój pierwszy fik z Up10tion, tak ich kocham, a tak długo to odwlekałem i nadal nie wiem czemu ;-; Fluffik, bardzo uroczy i bardzo spokojny. Ale mam wielką ochotę napisać coś.. Hm. Mniej delikatnego..? Much love, kochajcie to ❤




Siedział nad zeszytami chyba całą wieczność, godziny ciągnęły się jak poranna owsianka i równie topornie nie chciały skończyć. Ale to w końcu nie jego wina, że matematyka jest taka męcząca.
Siedział na piętach, przytulając klatkę piersiową do kolan, z nosem wetkniętym w zeszyt. Długopis zaznaczał niechętne, leniwe ślady, notując nieskładne działania.
Wtem przez drzwi ciepłego, jasnego pokoju wpadła do środka jeszcze jaśniejsza, uśmiechnięta od ucha do ucha postać. Na widok gościa buzia Sulila samoistnie się rozpromieniła.

- Yaa, dongsaengie! - pisnął Jinwook i doskoczył do chłopca na podłodze, otaczając jego drobniejszą posturę ramieniem. Dwójka przez krótką chwilę mocno przytulała się do siebie, aż Sul westchnął ciężko, spoglądając smutnawo na pokreślany zeszyt.

- Co to? Matematyka, tak? Hej, musisz ćwiczyć i robić dużo zadań, jeśli chcesz później być mądrym chłopcem. - starszy czule pogładził lekko odstające kosmyki włosów młodszego i uraczył go kolejnym, pełnym miłości uśmiechem. - Spróbuj dokończyć, na pewno Ci się uda Sullie. - Jin energicznie skinął głową i przyglądnął się zaspanej buzi młodszego, który z trudem podjął na powrót starania o dokończenie nieszczęsnego przykładu matematycznego. Widząc to starszy spochmurniał nieco, Zaraz jednak jego myśl przecięła jasna jak błyskawica idea. Delikatnie odgarnął kosmyki znad ucha małego Sulila, po czym szepnął bardzo, bardzo cicho.

- A jakbym Ci przyniósł.. gorąca czekoladę.. - słowa zabarwione uśmiechem spowodowały, że młodszy natychmiast ożywił się i z błyskiem w ciemnych tęczówkach spojrzał prosto w duże, ciepłe oczy hyunga.

Bez słowa skinął energicznie głową i zacisnął palce na długopisie. Starszy bardzo zadowolony z uśmiechu ukochanego dongsaenga pocałował z głośnym mlaśnięciem jego skroń, po czym poderwał się i zniknął za framugą rozchylonych drzwi.
Hyung. Zrobi mu gorącą czekoladę. Ekscytacja sięgała zenitu, spojrzał wyzywająco na zaplątane zadanie z matematyki i chwycił wygodniej długopis, podejmując wyzwanie po raz wtóry. Jinwook hyung musi być z niego dumny, kiedy przyjdzie.
Po kilkunastu minutach przez drzwi znów wszedł starszy, ostrożnie niosąc kubek wypełniony parującym, czekoladowym marzeniem, na powierzchni którego dryfowało kilka drobnych, białych pianek. Sul w pośpiechu dopisał kilka ostatnich cyfer, które ku jego zaskoczeniu pokrywały się z odpowiedzią w podręczniku. Zadowolony, dumny i szczęśliwy obrócił się do hyunga i uraczył go wielkim, kwadratowym uśmiechem.

- Hyuungie! Zobacz, obliczyłem to, wyszło mi hyung! - zerwał się nieco fajtłapowato z podłogi i podskoczył kilka razy w miejscu.
Jinwook promieniał nieukrywaną radością.

- Mój najzdolniejszy! - odstawił kubek dobroci na blad biurka młodszego i objął go, bez trudu unosząc mniejsze ciało w górę.
Przez cały pokój rozniósł się dziecięcy, radosny chichot. Wkrótce dołączył do niego również drugi i ostatecznie obaj chłopcy obracali się i łaskotali, aż zadyszka związała ich płuca na grube supły.

- Nigdy nie wątpiłem, że Ci się uda, Sullie. Jesteś moim małym dongsaengiem, musisz być naj. - uśmiechnął się Jinwook, chyba jeszcze szerzej niż do tej pory. Przycisnął usta do czoła chłopca, który zacisnął powieki i przetarł małą łapką ślad po buziaku. Starszy zaśmiał się głośno, czochrając sterczącą na wszystkie strony czuprynę malucha, po czym wyminął go powoli, wychodząc z pokoju. W progu zatrzymał się na chwilę, obrócił i popatrzył na młodszego rozkochanym wzrokiem.

- Jestem z Ciebie dumny, Sullie. Kocham Cię. - powiedział ściszonym głosem i zmrużył oczy w delikatnym uśmiechu.

- Ja też Cię kocham hyung, bardzo bardzo bardzo!
Perlisty śmiech rozniósł się w powietrzu.

***

- Hyuung! - załkał cicho młodszy, zaciskając palce na ramionach plecaka i naciągając je do granic wytrzymałości. W jego oczach migotały kryształki łez. - Ja tak nie chcę jechać, nie mogę zostać tu z Tobą??

- Masz wielki talent, Sullie. Musisz pojechać, szkoła w Seulu będzie dla Ciebie lepsza. - westchnął starszy, starając się przystroić twarz uśmiech, mimo to wyglądając raczej przygnębiająco. Zaczerwienione kąciki oczu mówiły same za siebie.

- Ale hyung, proszę.. ja chcę zostać tu, z Tobą.. przecież ja sam nie dam sobie rady, hyung. Ja nie chcę jechać! - po policzkach pociekły gorące, zrozpaczone a jednocześnie kompletnie bezradne potoki łez.

Jinwook poczuł, że jego gardło stało się miejscem przebywania ogromnego kamienia, a klatka piersiowa dziwnie bolała.

- Sullie.. proszę.. nie możesz zostać, nie płacz.. - jęknął błagalnie i nie zważając na obecność rodzin ich obu podbiegł do chłopca i złapał go w ramiona, wtulając w siebie mocno, zupełnie jak gdyby był to ostatni raz kiedy mogą być blisko.

Pociąg wydał z siebie żałosny gwizd, obwieszczający rychły odjazd. Matka Sulila położyła dłoń na jego ramieniu.

- Chodź małpko, wsiadamy. - miękki kobiecy głos odkleił ich od siebie.

Młodszy nieustannie łkał, czerwona buzia była całkiem zalana łzami. Jinwook również pozwolił kilku pojedynczym kropelkom spłynąć w dół policzków.

- Hyuu-ung! - zapowietrzył się chłopiec i zamachał rozpaczliwie krótkimi rączkami.

Starszy nie odezwał się ani słowem. Stał tylko z opuszczonym wzrokiem i czekał. Pociąg gwizdnął po raz drugi.

- Do widzenia! - rozległo się kilka ciepłych okrzyków zza postaci Jinwooka, który sącząc kolejne łzy uniósł na krótki moment wzrok. Do okna tuż ponad jego głową nos przyklejał jego mały, ukochany dongsaeng. Z bólem w sercu ofiarował mu ostatni, spokojny uśmiech przez łzy.

"Kocham Cię" niemo przeliterował, układając dłonie w kształt drobnego serduszka. Młodszy przecierając załzawione oczy przyłożył otwartą dłoń do powierzchni szyby.

- Też Cię kocham, hyung.. - szepnął prawie niesłyszalnie.

- Co mówisz, kochanie? - kobiecy głos ponownie pojawił się tuż obok myśli chłopca.

- Nic. - odpowiedział, pozostawiając mamę nieco zakłopotaną.

Usiadł ciężko na przeznaczonym do tego miejscu.
Świat za szklaną granicą rozmył się i pędził już wściekle, do przodu, dalej, coraz dalej.

Coraz dalej od domu.
Od wspomnień.

Od miłości.

***

Życie w Seulu ostatecznie nie było aż takie straszne. Sul uczył się pilnie, nie mając wiele rozrywek, których jedynym źródłem byli znajomi, a z tymi jakoś wyjątkowo nie było mu po drodze. Samotnie ciągnął kolejne lata nauki, samotnie rozwiązywał kolejne zadania, samotnie pił gorącą czekoladę. Czasem chwytał umieszczoną na szafce nocnej fotografię w prostej, kremowej ramce, na której Sul wraz z jego ukochanym hyungiem ściskają się uśmiechnięci na tle małego domku rodzinnego Jinwooka. Wzdychał i zamykał podręczniki, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej rzecz związanych z hyungiem. Jego uśmiech, tak. Wyraźnie go widział, po tylu latach miał przed oczami zmrużone oczy, duże wargi, formujące jedną z najcudowniejszych rzeczy z dzieciństwa Sula. Potem jego głos; był , przyjemny. Kojarzył się mu ze słońcem, śpiewem ptaków. Bez problemu przywoływał jego tembr, otulał się tym wspomnieniem, trwał w nim. Wreszcie dotyk, jego dobre, duże dłonie. Czuł się przy nim tak bezpiecznie, pamiętał bezbłędnie towarzyszące mu przy hyungu uczucie. Tyle opieki ile mu dawał, ciepła i miłości.

Nie był pewien. Wcale nie był pewien, czy zostawiłby go teraz i pojechał tutaj jeszcze raz. Czemu to musiało się stać.

Rok szkolny dobiegał końca. Tak, dobiegał końca, kończył się, podsumowywał, zamykał. I to był już ostatni rok szkolny w jego życiu.
Nie był już małym chłopcem, prawie nic w nim z małego chłopca nie zostało - był wysoki, silny i chyba całkiem niezłej aparycji. Nie przywiązywał za dużo uwagi do wyglądu, szczerze mówiąc była to dla niego kwestia drugorzędna. Tym sposobem dbał tylko o kondycję ubrań, aby pozostawały czyste i schludne, nie musiały być jednak najnowszym krzykiem mody. Właściwie żadnym krzykiem nie musiały być. Ale teraz, dziwnym zrządzeniem losu, właśnie przechodził przez zatłoczony teren wielkiej galerii handlowej, w towarzystwie jedynej osoby, z którą wymieniał dziennie kilka kilogramów słów i myśli.

- Ale masz na myśli kupno czegoś konkretnego?- rzuciła niska dziewczyna krępej, ale dość zgrabnej budowy, dreptająca nerwowo przy boku przyjaciela. 

- Chcę wyglądać dobrze, Jimin. Po prostu. - wyższy wzruszył obojętnie ramionami i zerknął niepewnie w kierunku towarzyszki. Ta wywróciła oczami w charakterystyczny tylko sobie sposób i westchnęła głośno. 

- Khun. Ogar. Wiesz co on teraz lubi, jakim jest człowiekiem, jak wygląda? - jęknęła tonem wybrakowanym na polu nadziei na twierdzącą odpowiedź. Jej oczekiwania potwierdziły się, kiedy chłopak niepewnie pokręcił głową. 

- Eh.. Twój hyung może, a raczej na sto pierdolonych procent, jest zupełnie inny niż go zapamiętałeś, wiesz? A to, że napisałeś do niego list i dostałeś odpowiedź, że pojawi się na dworcu kiedy przyjedziesz, nie jest jakimś ewenementem na skalę światową. Może być tak, że będziecie musieli poznać się od zupełnych podstaw, jesteś tego świadom? 

- Tak, Jim. Jestem, myślałem już o tym dużo. Nie chcę odwlekać spotkania, chcę wrócić tam i mieć go znowu blisko. Jak..

- Jak wtedy, kiedy mieliście po kilka lat? Khun, ja rozumiem, to jest więź i w ogóle, ale nie sądzisz, że to trochę płonne nadzieje?

Zapadła przytłaczająca cisza, szumiąca napięciem w uszach pomimo wszechobecnego zgiełku. 

- Pomożesz mi kupić coś ładnego? Proszę tylko o to Jimin.

Dziewczyna ponowiła obrót tęczówek i parsknęła w dość zabawny sposób. 

- Jasne, potrzebujesz mnie tylko do zakupów. - rzuciła oburzonym tonem i wcisnęła dłonie w kieszenie spodni. - Pojedziesz sobie do swojego hyunga, zobaczysz go i wrócisz do mnie z płaczem. - odgarnęła teatralnie grzywkę i przyspieszyła nieco kroku. 

Sulil zaraz dorównał jej tempu i z uśmiechem otoczył ją ramieniem.

- Jasne. Dzięki, maluchu.

- Nie nazywaj mnie tak, dryblasie~!

***

- No.. jak wyglądam? - mruknął Khun, kiedy przywdział na siebie przygotowany przez przyjaciółkę zestaw ubrań. Niższa obróciła się do niego, zmierzyła krytycznym spojrzeniem jego stylizację, ostatecznie z wielkim oporem cmokając ustami.

- Eh.. model pierdolony. 

- Za dużo klniesz.

- A Ty za dużo jesz. Obróć się no, zaprezentuj walory. - jak na rozkaz chłopak wykonał efektowny obrób i stanął z profesjonalnej pozie. Jimin parsknęła śmiechem. - Bardziej pedalsko się nie dało. Ale dobrze jest, hyungowi się spodoba. - uniosła kciuk ku górze, na co na usta Sula wpłynął szeroki, zadowolony uśmiech.

- Chyba nieźle, prawda? Ok, w takim razie bierzemy. Koniec zakupów! - wykrzyknął uradowany i zaczął rozpinać pospiesznie koszulę, na co Jimin pisnęła krótko i z impetem zasunęła połę zasłony przebieralni. 

***

Całą drogę intensywnie rozmyślał co powie, kiedy zobaczy hyunga. Czy w ogóle go pozna? W końcu nie widzieli się tyle lat, na pewno bardzo się zmienił, zmężniał.. ciekawe czy jest od niego wyższy. Kilka godzin podróży zleciało mu odczuwalnie w może kwadrans, włączając w to drzemkę i konsumpcję drugiego śniadania, o które Jimin sama zadbała. 
Tuż przed swoją stacją poczuł jak serce bije mu zdecydowanie zbyt szybko jak na normalne warunki. Kiedy pociąg z metalicznym piskiem się zatrzymał, chwycił rączkę przepakowanej walizki, zarzucił plecak na ramię i czując jak bardzo miękkie są aktualnie jego kolana, wygrzebał się z transportowej puszki. 
Peron był raczej wyludniony, rzadko rozsiani podróżni wędrowali nieco otępiale w różnorakich kierunkach. Na pierwszy rzut oka nie było tu nikogo, kto by go mógł wyczekiwać. Jedyna osoba okupująca peronową ławkę była zupełnie nie tą, której poszukiwał; siedział na niej drobny chłopiec, na oko w wieku kilkunastu lat, o niezwykłym, prawie białym odcieniu włosów. I prawdę mówiąc nie zaskoczyłoby to Khuna wcale, bo pół życia spędził w końcu w stolicy kraju i codziennie mijał na ulicach niekiedy naprawdę osobliwe przypadki, jednak pewna cecha postawy chłopca wprawiła go w niemałe zakłopotanie - młody wpatrywał się w niego uparcie, w końcu otwierając szeroko oczy i wstając z ławki. 
Khun dopiero po chwili poznał jego błyszczące oczy i pełne usta. 

- H-hyung.. - zająknął się, wlepiając w chłopaka nie na żarty zaskoczone spojrzenie. 

- Sullie. - odparł niższy z szerokim uśmiechem na ustach i na moment przesłonił je dłonią, zapewne w geście niedowierzania. - Em.. wow? 

- To dobre słowo. - zgodził się brunet i dopiero teraz przystroił się w równie rozpromieniony, szeroki uśmiech. 

Przez moment mierzyli się tak, nie do końca wierząc w to co właśnie widzą, po czym Jinwoo nagle ze łzami w kącikach oczu przebiegł krótki dystans dzielący ich postaci, podskakując odrobinę i zarzucając ramiona na szyję młodszego. Khun przez moment stał zupełnie skołowany, po czym jednak zrzucił szybko plecak z ramion, odsuwając walizkę i obejmując wolnymi rękoma talię hyunga. 
Niesamowite. Był taki drobny, delikatny. Zupełnie nie taki, jakim go zapamiętał, nie mógł się już nim teraz opiekować, to on był w końcu mniejszy i słodszy. Sul zmarszczył brwi, przy okazji zaciskając powieki i wtulając kruche ciało w swoje silne ramiona. 

- Dongsaengie.. - zachlipał po chwili starszy i odsunął się odrobinę, przyglądając się ciekawsko twarzy chłopaka. - Jakim cudem urosłeś taki wielki, tak wyprzystojniałeś.. przecież byłeś ode mnie mniejszy. Jak ja teraz będę Cię czochrał po głowie? Huh? Pomyślałeś o tym, rosnąc taki wysoki? 

Rozbrzmiały dwa perliste, nieco zawstydzone śmiechy. 

- Wybacz hyung, myślałem, że Ty też nie próżnowałeś w rośnięciu. - brunet wydął niewinnie dolą wargę, którą starszy zaraz zaczepnie pstryknął palcem wskazującym.

- Ja się zatrzymałem na tym poziomie, na jakim mnie zostawiłeś. To się nazywa wierność, niewdzięczniku. - mruknął Jin i roześmiał się cicho, a zadarłszy głowę wyżej przeczesał powoli gęste, przydługie włosy młodszego.

- Wybacz. Już więcej nie urosnę.

- Boże, jeszcze się chciał wydłużać. - jęknął oburzony blondyn, na co ponownie ozwały się dwa odcienie szczerego śmiechu. 

Przypatrywali się sobie chyba naprawdę długo. Na szczęście o tej godzinie na planie nie figurowały żadne przyjazdy, ani odjazdy, więc mieli chwilę tylko dla siebie i swoich stęsknionych emocji.

- Pasuje Ci ten kolor, hyung. Wyglądasz.. ślicznie. - Khun uśmiechnął się szeroko, mrużąc przymilnie powieki, na co starszy przybrał nieco bardziej różowy niż do tej pory kolor.

- Przestań.. głupek. - burknął opuszczając wzrok i przykładając chłodne dłonie do zarumienionych policzków. - Nie rób mi tak.

- Wiesz, jak strasznie tęskniłem? Naprawdę ciągle o Tobie pamiętałem, przypominałem sobie wszystko na Twój temat, nie pozwalałem sobie zapomnieć jakiegokolwiek wspólnego momentu. I nie mogłem się doczekać aż znowu Cię zobaczę. 

Starszy, swoją drogą ciągle tkwiąc w objęciach swojego dongsaenga, wydał z siebie coś na kształt skrzeczącego jęknięcia i podkulił ramiona, wyraźnie zawstydzony całą sytuacją.

- Nie mów takich rzeczy.. mam wtedy takie głupie motylki w brzuchu. Lepiej opowiedz mi zaraz.. 

- Zaraz. Hyung, jeszcze jedno.

Jin cichym spojrzeniem oplótł twarz Khuna, związał supełek na nitkach ich wzroku.
Wyższy nie mógł napatrzeć się na lśniące, doskonale wykrojone oczy hyunga. Jak można być tak pięknym? Nie zapamiętał go w ten sposób, ale wraz z obecną chwilą każdy dotyk jego dłoni we wspomnieniach, wydawał mu się znacznie delikatniejszy, pełen wdzięku. Teraz on stał się mężczyzną, tym, który powinien się opiekować. Role się odwróciły. 

- Jinwoo.. - mruknął, zacieśniając jeszcze bardziej ich obecną relację i pomniejszając dystans do niezbędnego minimum. - Jesteś najsłodszym hyungiem na świecie. I dla Twojej wiadomości.. Ja nie mam zamiaru już Cię wypuszczać. Zostaniemy tak do końca świata, przykro mi. - brunet z poważnym wyrazem twarzy wzruszył ramionami, po czym pozwolił drobnemu, łobuzerskiemu uśmieszkowi wkraść się na wąskie, zaciśnięte usta. 

Na wydźwięk tych słów blondyn roześmiał się płaczliwie, wycierając w ramię mokre od łez policzki. Przesunął drobne dłonie na wyraźnie zarysowaną szczękę dongsaenga, badał jego dojrzałą twarz czułym dotykiem, wodził opuszkami po policzkach. W końcu jakoś tak zupełnie naturalnie stanął na palcach i przyciągając do siebie oblicze młodszego zmrużył powieki, osadzając miękkie, ciepłe usta na jego wargach. Pocałunek trwał kilka wdzięcznych, skromnych chwil. Khun tęsknym gestem przeczesał burzę białych kosmyków hyunga, przy tym bezwarunkowo przejmując kontrolę nad rytmem zbliżenia. Z tej racji tuż po chwili odsunął się od niego na niewielką odległość i z rozczulonym uśmiechem oglądnął swoje małe szczęście, z rumieńcem na policzkach czeszące troskliwie jego ciemne włosy.

- Kochać kogoś całe życie? To nie trochę głupie? 

- Może. Mam to gdzieś, Sullie, wierz mi. Za długo kazałeś za sobą tęsknić. Mam teraz prawo kochać Cię tak mocno i długo jak tylko mi się wymarzy. 

- Hyung..

- Cicho. Nie dyskutuj ze starszym, szczeniaku. 


Do przeczytania! - Gabryś